Po „inwestorskiej herbacie” życie w bloku nr 17 zmieniło się. Podwórko zaczęło przypominać małą finansową stolicę: na ławkach nie omawiano już cen ziemniaków, tylko wykresy.
Dziadek Siemion po kryjomu założył konto, ale się nie przyznał. Powiedział, że „testuje stabilność internetu”. W rzeczywistości kupił jakiegoś dogecoina, bo „tam jest fajny pies”.
Baba Wiera uznała, że jeśli inwestować — to z rozmachem. Sprzedała trzy worki ziemniaków pobliskiemu barowi i za całą sumę kupiła token projektu, który obiecywał „rewolucję w międzygalaktycznych płatnościach”. Dwa dni później projekt zniknął.
— Ukradli! — krzyczała. — Ale wrócę tam jeszcze!
A Lida… Lida poszła dalej niż wszyscy. Dołączyła do czatu początkujących traderów, gdzie wszyscy mówili do siebie „bracie”, i zapytała:
— Czy w moim wieku można zostać królową krypto?
Wzięli ją za legendę i zaczęli dawać rady. Lida opanowała stop-lossy, nauczyła się czytać świeczkowe wykresy i pewnego razu powiedziała wnuczce:
— Nie przeszkadzaj, babcia jest na rynku.
Pod koniec miesiąca było jasne: to już nie jest hobby. W bloku powstał prawdziwy kryptoklub „Złoty Blockchain Emerytów”. Przydzielali tam odznaki, organizowali zebrania i dyskutowali, w jakiej walucie najlepiej trzymać emeryturę.
Kiedy pod blok przyjechała lokalna telewizja, żeby nagrać materiał, baba Lida dumnie oznajmiła:
— Jesteśmy pierwszym pokoleniem emerytów, które nie trzyma pieniędzy pod poduszką. My trzymamy je w blockchainie. Niech młodzi biorą z nas przykład.
Reportaż stał się wiralem. Tydzień później zaproponowano im otwarcie oficjalnej „Szkoły Krypto 60+”. A gdy dziennikarze zapytali, jak to wszystko się zaczęło, Lida tylko uśmiechnęła się i szepnęła:
— Po prostu znudziła mnie rutyna. Chciałam trochę adrenaliny.
Tak małe podwórko stało się symbolem tego, że wiek nie jest ograniczeniem. Czasem jest najlepszym momentem wejścia na rynek.

Добавить комментарий