Anna przez chwilę stała nieruchomo…

Anna przez chwilę stała nieruchomo, a uśmiech powoli gasł na jej twarzy. Śmiech Davida, który na początku wydawał się niewinnym żartem, teraz zabolał głęboko, gdzieś w środku. Próbowała wyglądać spokojnie, nie dać po sobie poznać emocji, ale ironiczne spojrzenie męża sprawiło, że poczuła się maleńka, jakby cały jej wysiłek i lata pracy nie miały żadnego znaczenia.

— Tak, zostałam awansowana — powiedziała cicho, wciąż z niepewnym uśmiechem, próbując utrzymać ton lekki. — To dla mnie ważne, David. Naprawdę ciężko na to pracowałam…

— Wiem, wiem — mruknął, przeciągając się na kanapie. — Po prostu zabrzmiało to tak, jakbyś wygrała na loterii.

Z kuchni dobiegł głos Margaret:

— Co się dzieje? Dlaczego tyle hałasu?

Anna wzięła głęboki oddech i weszła do kuchni. Mimo wszystko miała nadzieję, że przynajmniej teściowa zareaguje z odrobiną radości. Margaret mieszała coś na patelni, a zapach smażonej kapusty i cebuli wypełniał cały pokój.

— Awansowali mnie — powiedziała Anna, starając się, by jej głos brzmiał spokojnie. — Jestem teraz szefową działu sprzedaży.

Margaret uniosła brwi i uśmiechnęła się, ale w jej uśmiechu nie było ciepła — raczej uprzejmość z obowiązku.

— No proszę, gratuluję, kochanie. Tylko pamiętaj, że im wyżej się wchodzi, tym łatwiej spaść. Czasem lepiej nie być zbyt wysoko.

Anna poczuła, jak w gardle rośnie jej gula. Skinęła głową, wyszeptała „dziękuję” i zaczęła nakrywać do stołu, by ukryć, jak bardzo bolały ją te słowa. Cisza, jaka zapadła potem, była gęsta i duszna, przerywana tylko stukaniem sztućców i tykaniem zegara.

Podczas kolacji David i Margaret rozmawiali o rachunkach i sąsiadach, a Anna patrzyła tępo w talerz. W myślach wciąż wracała do poranka: do uścisku dłoni szefa, do gratulacji kolegów, do wiadomości od Aliny — „Zasłużyłaś, Anna!”. Wszystko, co wtedy wydawało się tak piękne, teraz miało gorzki smak.

Po kolacji David wrócił na kanapę, a Margaret zajęła się zmywaniem naczyń. Anna poszła do sypialni, zdjęła wilgotną bluzkę i spojrzała przez okno. Deszcz wciąż padał, a światła miasta odbijały się w szybie jak w tafli wody.

Sięgnęła po telefon i napisała do Aliny:

„Wróciłam. Nie tak to sobie wyobrażałam. Śmieją się… jakby to nic nie znaczyło.”

Odpowiedź przyszła niemal natychmiast:

Anna uśmiechnęła się smutno. Tak, wiedziała. Pamiętała wszystkie te wieczory spędzone w biurze, wszystkie raporty, negocjacje z klientami, godziny, gdy chciała się poddać, ale jednak wytrwała. Ten awans był dla niej dowodem, że to wszystko miało sens. Ale dla nich? Dla Davida i Margaret — to była tylko kolejna historia, którą można obśmiać.

Późnym wieczorem David wszedł do sypialni. Pachniał piwem i papierosami.

— Nie gniewaj się, kochanie — powiedział, podchodząc bliżej. — Tylko żartowałem. Cieszę się z twojego awansu, naprawdę. Ale… no wiesz, to tylko praca. Nie przesadzaj.

Anna spojrzała na niego spokojnie. Kiedyś by się zaśmiała, machnęła ręką, udawała, że to nic. Ale teraz coś w niej pękło.

— Dla ciebie może to tylko praca, ale dla mnie to dowód, że wreszcie ktoś zauważył mój wysiłek — powiedziała cicho, ale pewnie. — Nie musisz rozumieć. Wystarczy, że nie drwisz.

David westchnął, jakby był zmęczony rozmową, i odwrócił wzrok.

— Czasem mam wrażenie, że za bardzo wszystko przeżywasz, Anno. Trochę luzu by się przydało.

Nie odpowiedziała. Usiadła na parapecie i patrzyła, jak krople deszczu spływają po szybie. W tej ciszy uświadomiła sobie coś ważnego — że całe życie czekała na uznanie innych, zamiast sama dać je sobie.

Następnego ranka wstała wcześnie, zanim oni się obudzili. Zaparzyła kawę, ubrała nowy granatowy garnitur i spojrzała w lustro. W zmęczonych oczach zobaczyła jednak coś, czego dawno tam nie było — determinację.

Na stole w kuchni zostawiła krótki liścik:

„Nie martwcie się o kolację. Dziś nie wrócę od razu do domu. Chcę się nacieszyć swoim sukcesem.”

Gdy Margaret przeczytała bilecik, mruknęła coś pod nosem o „kobietach, co za dużo chcą”. David, zaspany i nieogolony, długo patrzył na kartkę, czując dziwny ucisk w piersi. Po raz pierwszy pomyślał, że wczorajszy śmiech mógł ją naprawdę zranić.

Tego wieczoru Anna wyszła z kolegami do małego lokalu w centrum. Była muzyka, śmiech, ciepłe światło lamp. Po raz pierwszy od dawna czuła się lekko. Gdy wznosili toast, powiedziała:

— Za wszystkie kobiety, które musiały przepraszać za swój sukces.

Wszyscy bili brawo, a Anna poczuła, że ciężar z jej ramion zniknął. Już nie wstydziła się tego, kim jest.

Kiedy wróciła do domu, panowała cisza. Na stole czekał kubek z herbatą i kartka:

„Przepraszam za wczoraj. Miałaś rację. Jestem z ciebie dumny.”

Anna uśmiechnęła się. Nie wiedziała, czy coś się naprawdę zmieni, ale wiedziała jedno — ona się zmieniła. Już nie była tą samą Anną, co wczoraj. Teraz wiedziała, ile jest warta, nawet jeśli inni tego nie widzą.

Spojrzała przez okno na spokojne miasto i szepnęła cicho:

— Może to dopiero początek.

 

Комментарии

Добавить комментарий

Ваш адрес email не будет опубликован. Обязательные поля помечены *

HTML Snippets Powered By : XYZScripts.com